Pusta noc - страница 4
W końcu Feliks dokopał się do trumny. Otworzył wieko i spojrzał na nieboszczyka. Miał lekko przymrużone oczy, spod powiek dało się dostrzec dziwne błyski, zaś policzki były nienaturalnie zaróżowione. Feliks pokręcił głową. Kiedyś ludzie od razu wiedzieliby, co z nim zrobić, zanim wylazłby z niego upiór.
– Tego się nie spodziewałeś, co? – zagadnął nieboszczyka, wyjmując z kieszeni długi gwóźdź.
Nagle usłyszał przeraźliwy, nieludzki wrzask. Zerwał się wiatr, szarpiąc koronami drzew, a na ziemię posypały się pożółkłe liście. Wtem Feliks poczuł potworny smród.
Wyprostował się gwałtownie, ale było już za późno. Obrzydliwa istota o czerwonej, zdeformowanej twarzy i chudych kończynach rzuciła się na niego, wytrącając mu z ręki gwóźdź. Mężczyzna zacisnął dłoń owiniętą sznurkiem na szyi upiora. Potwór zaczął się szarpać i machać kościstymi łapami z długimi szponami, kłapał ostrymi zębiskami, próbując dziabnąć rękę Feliksa. W klatce piersiowej upiora ziała olbrzymia, krwawa dziura, dłoniom brakowało kilka palców, a zamiast nosa z twarzy sterczał kawałek chrząstki.
– Exorcizámos te, ómnis immúnde spíritus, ómnis satánic potéstas, ómnis infernális adversárii, ómnis légio, ómnis congregátio et sécta diabólica! – krzyknął Feliks, lewą dłonią sięgając do kieszeni po rutę. Prawą wciąż trzymał zaciśniętą na gardle upiora.
Czuł, że słabnie – jeszcze chwila, a stwór wyrwie się z jego uścisku. Palce powoli ześlizgiwały mu się z wilgotnej od krwi szyi upiora.
Feliks z trudem dmuchnął suszonym ziołem w jego gębę, na co ten wrzasnął przeraźliwie, wyrwał mu się i znikł w mroku między grobami.
– Niech cię szlag! – mruknął Feliks, gorączkowo szukając kolejnego gwoździa pośród liści leżących na ziemi.
Miał nie więcej niż kilka sekund na unicestwienie stwora, zanim ten powróci – ruta, roślina silnie antymagiczna, odstraszała upiory na bardzo krótki czas.
W końcu palce mężczyzny zacisnęły się na metalu. Druga ręka odnalazła młotek porzucony na ziemi obok dołu.
Feliks rozejrzał się po raz ostatni, ale nigdzie nie dostrzegł upiora. Balansując nad nieboszczykiem – jedną stopą zaparł się o zamkniętą dolną część trumny, drugą oparł na krawędzi – pochylił się. Potwór z wrzaskiem skoczył mu na plecy i wbił ostre zęby w bark. Feliks krzyknął z bólu, sięgnął prawą dłonią za siebie i zrzucił upiora.
– Iquin nómine et virtúte Dómini nóstri Jésu Chrísti! – krzyknął, wysypując na stwora resztę ruty.
Upiór wygramolił się z grobu, a Feliks resztką sił pochwycił kamień i wbił gwóźdź w czoło nieboszczyka.
Kilka grobów dalej rozległ się przenikliwy wrzask, który zamarł już po sekundzie.
Feliks nabrał w płuca powietrza i przyłożył dłoń do bolącego barku. Na palcach oraz sznurze pozostała krew.
– Niech go diabli porwą – mruknął. – Tego się nie spodziewałem.
Wyczołgał się z grobu i stanął na chwiejnych nogach. Czuł palący ból, który promieniował na całe plecy oraz lewą rękę. Noga za nogą powlókł się do stróżówki.
Uderzył dłonią w drzwi, a te natychmiast się otworzyły. Feliks przekroczył próg i padł na podłogę.
– Mój Boże! Co się stało? – zakrzyknął Piotr, przypadając do niego.
– Odesłałem go… – szepnął resztką sił Feliks.
Jego oczy zaszły mgłą, powieki opadły, a płuca wydały ostatnie tchnienie.
Piotr przeżegnał się i choć wiedział, że nie ma w tym większego sensu, spróbował go ocucić. Bez skutku. Jad upiora to paskudna trucizna – nawet kropla jest niebezpieczna dla człowieka, a Feliks miał rozszarpany cały bark.
– I co teraz? – jęknął Piotr.
Wstał z podłogi i trzęsącymi się rękoma sięgnął do szafki po butelkę bimbru. Nalał pełny kieliszek i wypił jednym haustem. Po chwili napełnił go ponownie.
Dopiero po czwartym kieliszku spojrzał na martwego mężczyznę leżącego na podłodze stróżówki.
– I co ja mam z tobą zrobić? – zapytał głośno. – Ani na policję dzwonić, ani na pogotowie. A zostać tu też nie możesz.
Na szczęście dawno temu, kiedy się poznali, Feliks poinstruował go, co ma czynić w takim przypadku.
Zawinął mężczyznę w stary koc i z wielkim wysiłkiem zaciągnął do rozkopanego grobu. Zamknął wieko trumny i zepchnął na nie nowe ciało. Wziął do ręki leżący nieopodal szpadel i zaczął zasypywać mogiłę.